Całkiem przypadkowo trafiłam na wystawę „Modna i już. Moda w PRL” w Muzeum Narodowym w Krakowie. A weszłam tam tylko… na kawę.
Opowieść zaczyna się w latach 40. od opisu zaradności Polek, które były w stanie uszyć bluzeczkę z jedwabnej mapy albo wydziergać ją na drutach z linek spadochronowych. Zaraz przy wejściu są dwa eksponaty, od których rośnie gula w gardle. Patrzysz na taką zwyczajną sukienkę z dzianiny:
….i czytasz jej niezwyczajną historię: została własnoręcznie wydziergana w latach 40. i razem z właścicielką, żoną oficera, trafiła na Syberię, gdzie była systematycznie podpruwana od dołu, stanowiąc cenne źródło nici do cerowania. Po wojnie wróciła do Polski w bagażu repatriantki. W rodzinie nosiło się ją jeszcze w latach 60. i 70.
Albo apaszki. Takie zwykłe apaszki, każda z nas widziała ich mnóstwo w szafach mam, babć, i cioć:
Nawet bym ich nie zapamiętała, gdyby nie podpis: „Jedwabne apaszki, wyprodukowane w warszawskim getcie, 1940-1943″. Coś ścisnęło mnie za gardło…
Później jest już barwniej i weselej. Dowiaduję się np., że moje ulubione sukienki w łączkę noszono w powojennej Polsce na przekór szarzyźnie ruin, wierząc, że wszystko dokoła jeszcze wypięknieje.
Sukienki Diora w stylu „New Look” do powojennej Polski trafiały albo za pośrednictwem rodziny ze Stanów, albo były szyte przez zręczne krawcowe z tkanin również przysyłanych przez zagranicznych krewnych. Cudowne są, planuję uszyć sobie taką na wiosnę:
A potem, nagle i niespodziewanie, oglądane eksponaty przestały być tylko historią – stały się… moimi wspomnieniami z dzieciństwa. „Wykroje i wzory”, jedno z ulubionych czasopism Mamy, która szyła nam różne śliczne sukienki, a wykroje kolekcjonowała namiętnie:
Siatki z plastikowych żyłek – kto pamięta? Były bardzo rozciągliwe, u Babci w Haczowie kupowało się okrągłe bochny chleba i taki bochen mieścił się w niej spokojnie.
Moda Polska. Pamiętam sklep przy ul. Krakowskiej, głównej ulicy Tarnowa, z manekinami odzianymi w jakieś przedziwne ciuchy, które nosiła chyba tylko mama Darka w serialu „Siedem życzeń”. Pojęcia nie miałam, że to polskie haute couture.
Można też zobaczyć fragmenty filmów z pokazów i zapowiedzi nowych kolekcji. Niezapomniane wrażenia 🙂
Pamiętacie te sandały? W życiu nie przypuszczałabym, że po pierwsze, to polska produkcja z legendarnego Hofflandu, a po drugie – że kiedyś trafią do muzeum. Pamiętam, że miały nieduże otwory pod podeszwą i trudno było wydłubać z nich to, w co się wlazło. Z całą mocą zaatakowało mnie wspomnienie, jak w upalny dzień to siedzę u Ciotek na kamiennych schodach werandy i zapałką pracowicie wydłubuję śmierdzące grudki…
Jestem zachwycona tą wystawą i polecam Wam gorąco odwiedzenie jej. A tu zaproszenie na wystawę w formie animowanego kolażu.
Dodaj komentarz