Notka gęsta od zapachów i aromatów

Skłonność do eksperymentów żywieniowych kiedyś mnie zgubi, jak pragnę zdrowia. Jakiś czas temu kupiłam w Lidlu ser, którego jeszcze nigdy nie jedliśmy. Ser był duński („oryginalny”), z adnotacją „strong and aromatic”.

fot. jackmac34, pixabay.com

Pomyślałam, że to miła odmiana po smakujących jednakowo polskich serach, nie wiadomo dlaczego uparcie sprzedawanych pod różnymi nazwami. Salami od goudy z osiedlowego spożywczaka rozróżniam tylko po kształcie, bo pierwszy jest okrągły. Lidl zresztą też nie jest bez winy, kupiłam kiedyś ementaler w kawałku, licząc na powtórkę wrażeń smakowych z Francji AD 2003, a tymczasem okazał się kolejnym żółtym serem z lekkim posmakiem czegoś innego niż gouda.

Tu dygresja: kiedy przyjechałam pierwszy raz na wyspę Re w sierpniu 2002, Madame zapytała mnie, co zwykle jadam. Odparłam, iż chleb i ser. A jaki ser? Żółty ser, odparłam. Dopiero potem zrozumiałam niezrozumienie w oczach Francuzki. We Francji zbiorowe pojęcie „żółty ser” nie istnieje, bo każdy gatunek wyraźnie różni się od pozostałych.

Wracajmy do naszych baranów, czyli do sera z Lidla. Nazywał się „Esrom”, co powinno włączyć mi czerwony alarm, ale majestatycznie wzniosłam się ponad poziomy prymitywnych skojarzeń i włożyłam ser do koszyka.

W porze kolacji otworzyłam opakowanie i znokautowała mnie skoncentrowana moc aromatu o szerokim bukiecie. Była w nim mocna nuta szkolnej szatni ze szczególnym uwzględnieniem długo noszonych chłopięcych tenisówek, przełamana silnym akcentem zapomnianego kosza na śmieci.

Wiozłam z Francji sery, które zapakowane (teoretycznie) szczelnie po dwudziestu godzinach w autokarze zaczęły rozsnuwać nitki woni sprawiającej, że współpasażerowie zaczęli się obwąchiwać podejrzliwie, ale to było jeszcze nic, to był lekki powiew, subtelna bryza. Zapach z opakowania sera „Esrom” uderzył mnie jak obuchem, dosłownie ścinając z nóg.

Od tamtej pory stawiam na polskie sery. Twaróg z Miechowa nigdy nie zrobiłby mi czegoś takiego.

Napisano w Od Rana Do Wieczora

2 comments on “Notka gęsta od zapachów i aromatów
  1. Martyna pisze:

    Mam te same wspomnienia z moich wyjazdów do Francji 🙂 Gdy w 2010r zawitałam na wyspę Ré i zasiadłam do wspólnego śniadania z moimi podopiecznymi (piątka dzieci, w wieku od 2 do 8 lat), zupełnie nieświadomie oczarowałam ich widokiem kanapki w postaci bagietki z Camembertem i pomidorkiem. To był pierwszy i jedyny raz, kiedy udało mi się bez zdzierania strun głosowych wywołać absolutną ciszę i 100% skupienie słodkiej piątki 🙂
    Jeśli chodzi o drogę powrotną autokarem… Tenże miał 7h opóźnienie na trasie. Chyba próżnia nie zapanowałaby nad aromatami serów, które wydzielały się z mojej PODRĘCZNEJ torby, którą wcisnęłam do ciasnego schowka nad głową… 🙂

  2. kolorki pisze:

    Czuję niedosyt! A smak?? Czyżbyś wywaliła (i to od razu do zsypu, bo domowy kosz zbyt szybko rozsnułby wonie po całym mieszkaniu) bez próby zjedzenia ;)????

Skomentuj Martyna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

W związku z wprowadzeniem 25 maja 2018 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że zostawiając komentarz na stronie od-rana-do-wieczora.pl pozostawiasz na niej swój nick, widoczny dla innych czytelników oraz adres mailowy widoczny tylko dla administratorów strony. Swoje dane osobowe przekazujesz dobrowolnie i będą one przetwarzane wyłącznie w celu przesłania powiadomień o nowych wpisach na blogu, odpowiedzi na Twój komentarz lub w przypadku kontaktu przez formularz kontaktowy. Bez wyraźnej zgody dane osobowe nie będą udostępniane innym odbiorcom danych. Masz prawo dostępu do swoich danych oraz ich poprawiania poprzez kontakt: dorota.smolen@gmail.com. Administratorem Twoich danych osobowych jest autorka bloga od-rana-do-wieczora.pl Dorota Smoleń.
Publikując komentarz, wyrażam zgodę.

*