7 notek o moich kochanych Ciotkach #pozytywnasiódemka

Zapraszam dziś w podróż sentymentalną do krainy starych notek. Na pierwszy ogień idą zapiski o niekoronowanych królowych bloga, moich kochanych Ciotkach. Ciocie A.D. 2016 mają się jak zwykle: narzekają, gderają, opieprzają nas systematycznie, ale nieba by nam przychyliły. 

slonceniebo880

Liściki od Cioci Dziuni
9 grudnia 2008

Od jakiegoś czasu kolekcjonuję je – kartki w kratkę wyrwane z notesu, dołączane jako opisy do wszelkich dóbr, którymi Ciocie nas obdarzają. Ciocia Dziunia pewnie nawet nie wie, że spełnia w ten sposób surowe normy unijne 😉

Na przykład takie liściki o drobiu:

“Kogut (maści siemieniatej) dla Dorotki, Jacusia, Piotrusia i Michasia. Kraków”
“W miarę duży brojler dla Dorotki.”

Albo inne – na tematy jajeczne:

“Od naszych kurek dla Was jajka, świeżutkie, trochę brudasy. Dokładnie myć!”
“Dla kochanego Piotrusia z dn. 27.01.08. Nasze kurki wyprodukowały.”
“Najstarsze z najświeższych naszych, na dzień 6.04 mają może z 8 dni”

Wszystko wykaligrafowane pięknym, starannym pismem Cioci Dziuni, które pozostaje takie samo od wielu lat.

Ciocia Lusia pisuje rzadziej, a jeśli już, to z grubej rury. Niedawno Mama, krztusząc się ze śmiechu, wyjęła z zamrażarki górę zamrożonego mięsa z kartką:

“Kaczka dla Dorotki. WIE O TYM”.

kura880

Ciocia Lunia nadal w formie
3 sierpnia 2009

Ciocia Lunia zawsze miała cudowną właściwość sprowadzania człowieka do parteru. Ilekroć ubrałam się dobrze we własnym mniemaniu, tylekroć Ciocia natychmiast wskazywała słabe strony mojej kreacji, skutecznie niwecząc poczucie zadowolenia. Zawsze to, co miałam na sobie, było za krótkie, za długie, zbyt dopasowane, wyszczuplało mnie, zamiast ładnie poszerzyć w pasie, za bardzo podkreślało brzuch ciążowy itd. Jako dziewczę młode byłam bardzo czuła na punkcie ciocinych uwag, z biegiem czasu mi przeszło i zbywałam kolejne przytyki wzruszeniem ramion.

Oto którejś niedawnej lipcowej niedzieli ubrałam się na biało z etnicznymi dodatkami i lustro pokazało mi bardzo z siebie zadowoloną młodą kobietę, której strój podkreślał piękną opaleniznę. Stanęłam w progu jaśniejąc bielą, a Ciocia na mój widok wykrzyknęła:

– A ty co żeś się tak ubrała? Lody będziesz sprzedawać?

Popłakałam się ze śmiechu :))))

Bazylia i mięta
21 września 2012

Przytrafiła mi się ostatnio zabawna historia, mianowicie pomyliłam miętę z bazylią. Nie pytajcie, jak to zrobiłam, bo nie mam pojęcia. Roztargniona byłam tego dnia, nieobecna duchem, skosztowałam jeden listek z wiązki, którą dostałam od Ciotek, chyba mięta, pomyślałam, w zamyśleniu przyglądając się pękowi ziół, w końcu wrzuciłam do dzbanka i zalałam wrzątkiem. Poczęstowałam rodzinę po kolacji, rodzina piła, mlaskała, pytała co to.

– Chyba mięta – odparłam z wahaniem, smakując napar, bo niby mięta, a może jednak bazylia?…

Postanowiłam rozwikłać zagadkę i zadzwoniłam do Ciotek.

– Dziunkaaaa, co myśmy dały Dorotce? – spytała gromko Lusia po drugiej stronie słuchawki. Zawsze tak się z nimi rozmawia: Lusia odbiera telefon i przekazuje każde słowo stojącej w progu Dziuni – Bazylię czy miętę?
– Bazylię – odparła po chwili zastanowienia Dziunia w głębi pokoju.
– Bazylię, a co? – chciała wiedzieć Lusia.
– Bo ja myślałam że to mięta i zaparzyłam z niej herbatę – zaśmiałam się perliście, no patrzcie jaka blondynka, ha, ha, ha.
– Ty weź się Dorota nie wygłupiaj! – ofuknęła mnie Lusia i natychmiast zdała raport – Ona herbatę zaparzyła, bo myślała, że to mięta!
– Jezus Maria! – jęknęła w głębi Dziunia.
– Jak tak mogłaś, Jezus Maria! – ponowiła wezwanie imienia świętego nadaremnie Lusia.
– Ale całkiem smaczna była, no co… – próbowałam się bronić, jednak oburzenie Ciotek nie słabło.

Dwa tygodnie później dostałam kolejną porcję zielska. Tym razem z karteczkami: „Bazylia – DO POMIDORÓW.” „Mięta – DO SERA I NA HERBATĘ”.

Co ja bym bez tych moich kochanych Ciotek zrobiła?

studnia880

Ciocia Dziunia zabójcą dobrej zabawy
11 lipca 2013

W ostatnią niedzielę większość rodziny z młodego i najmłodszego pokolenia udała się do Tarnowa na żużel, kibicować „Jaskółkom”. Michał też się załapał, natomiast Piotruś i ja zbojkotowaliśmy wyjazd. Nie wiem jak pierworodny, ale ja na myśl o oglądaniu jeżdżących w kółko motorów poczułam ból szczęki wywichniętej od ziewania.

Złożyliśmy zatem wizytę Ciotkom. Pokazaliśmy filmy z Pierwszej Komunii i z zakończenia roku, a w końcu Piotruś zaczął się nudzić. Poszedł więc na plac zabaw za domem Agnieszki. Ciocia Dziunia chwilę posiedziała, po czym oświadczyła, że idzie za Piotrusiem.

– Ciociu, przecież on duży jest, niech idzie sam.
– Nie, bo jak pójdzie sam to będzie szalał i cały się spoci!
– A przy tobie się nie spoci? – spytałam z powątpiewaniem.

Ciocia zacisnęła usta i poszła.

Wrócili po kwadransie. Zdruzgotany i niespocony Piotruś rzucił mi się szyję.

– Przy cioci Dziuni nie ma fajnej zabawy – wyszlochał szeptem – pozwalała tylko minutę skakać na trampolinie i potem kazała trzy minuty odpoczywać i nie pozwoliła mi huśtać się na stojąco. Jedyne, co mogłem robić do woli, to leżeć w hamaku!

Ciocia Dziunia, archetypiczna Babcia z Placu Zabaw. Natural Born Fun Killer

Jak skutecznie zniechęcić do jedzenia czekoladek
30 lipca 2014

Zgodnie ze swoim zwyczajem Ciocia Dziunia podzieliła się z nami czekoladkami, które dostała. Jedne były z alkoholem, drugie nie.

Te bez alkoholu były podpisane „Dla dzieci” i zniknęły, nim ktokolwiek doczytał podpis. Te drugie, z advocatem, zostały opatrzone karteczką o treści jak na zdjęciu. I leżą takie opuszczone już kolejny dzień, nikt ich nawet kijem nie tyka.

czekoladki880

Ciocia Lusia miażdży
14 stycznia 2015

Anegdotka poświąteczna:

Moi Rodzice, a szczególnie Tata, odżyli towarzysko na emeryturze. Udzielają się w lokalnym Kole Emerytów i korzystają z bogatej oferty skierowanej do seniorów w Wojniczu. Obejmuje ona koncerty, bale, wycieczki, a także spotkania z młodzieżą szkolną, na których odbywały się np. warsztaty origami. Pokłosiem warsztatów są dwie imponujące bombki origami, wykonane przez moich Rodziców, które zdobią choinkę.

Nasze kochane Ciotki są oczywiście ponad to. Ostatnią działalnością kolektywną, w której uczestniczyła Ciocia Lusia, 9 lat starsza od mojego Taty, było Koło Gospodyń Wiejskich ponad 40 lat temu. Dziwactwo brata i bratowej traktują ze wzgardliwą wyższością.

W upominku świątecznym podarowałam Cioci Lusi m.in. choinkę z dużej szyszki, którą kupiłam na szkolnym kiermaszu przedświątecznym.

– Jaka ładna! – pochwaliła Ciocia – ale te bańki z papieru, co je staruchy robiły, też ładne!

Staruchy. Padliśmy z kwikiem.

kogut880
I oczywiście zebrałam ochrzan. Jak zwykle
8 marca 2016

Od kilku już lat Ciocia Lunia wychodzi z domu tylko do kościoła i do lekarza. I jest tam wożona samochodem.

Ilekroć jestem w Wojniczu, z przyjemnością oddaję jej tę przysługę. To trochę rewanż za lata, kiedy nie musiałam drałować ze szkoły piechotą, bo Ciocia woziła mnie na bagażniku swojego składaka. Mam tę scenę w pamięci, jakbym oglądała ją z boku: Ciocia w granatowej sukience z bistoru o prostym kroju, w niebieskie kwiaty i ze stójką, ja siedzę na bagażniku, z granatowym tornistrem na plecach i z szeroko rozłożonymi nogami, żeby nie włożyć stopy w szprychy (stopa w szprychach to była schiza wszystkich dzieci wożonych na bagażniku, znacie?). W ręce trzymam woreczek z kapustą kiszoną, pyszną, kwaśną, soczystą i podjadam ją po drodze, choć miałam się trzymać rurki od siodełka.

Ubiegłej soboty podjechałam po Ciotki o umówionej godzinie, a dokładnie to 5 minut wcześniej, bo wiadomo, że zawsze wychodzą z domu z wyprzedzeniem. Bardzo nas to irytuje, gdy przyjeżdżamy o tej „za dziesięć wpół do”, a one bez względu na pogodę stoją przy bramie, Dziunia drepcząc nerwowo, a Lunia trzymając się kurczowo sztachet.

Podjechałam, dopiero wychodziły z domu, okropnie niezadowolone, że jestem wcześniej. Stałam i czekałam i uderzyło mnie, jak one wolno schodzą po schodach. Wolniuteńko. Stopień po stopniu, z wyraźnym wysiłkiem. Dużo wolniej niż minionego lata. Aż mi się serce ścisnęło. Pewnie dlatego wychodzą wcześniej, żebyśmy tego nie widzieli, pomyślałam.

Żeby ukryć wzruszenie, zażartowałam coś o futrach ze strzyżonych pijawek, które mają na sobie (Lunia chodzi w sztucznym futerku, które nosiłam na pierwszym roku studiów, wyglądałam w nim tak nobliwie, że onegdaj jakiś chłopiec ustąpił mi miejsca w tramwaju…) Wsiadły, pojechałyśmy do kościoła.

Czekałam na nie po Mszy. Kiedy wyszły, w mroku zauważyłam ich sylwetki na tle oświetlonego wnętrza kościoła: wsparte na sobie nawzajem, kołysząc się na boki, nadchodziły wolno, krok po kroku. Kłócą się zajadle, wściekają na siebie nawzajem, ale zawsze razem, zrośnięte jak dwa pędy  winorośli.

I nagle szloch chwycił mnie za gardło: to są staruszki. Moje kochane ciotki to już staruszki. Lunia – rocznik 40, Dziunia – 44.

Odwiozłam je do domu, podjeżdżamy pod bramę, a one…

– Jak ty jeździsz?!
– Kazek* tak samo źle podjeżdżał, przy samym rowie, aż truchlałyśmy!
– Tylko Pawełek** tak ładnie podjeżdża, tak szeroko, pod tą białą linię!
– Nad samym rowem, nad samym rowem stoisz!…

Kochane ciotki. Niech mnie opieprzają jak najdłużej.
——————
* Kazek – mój Tata. Skoro źle jeżdżę, to wiadomo, po tatusiu.
**Pawełek – mój szwagier.

Napisano w Od Rana Do Wieczora

Tagi:

5 comments on “7 notek o moich kochanych Ciotkach #pozytywnasiódemka
  1. MariaAgdalena pisze:

    Jakie ladne historyjki 🙂
    A bazylia nadaje sie jak najbardziej na herbatke – dobrze dziala na zoladek, wzdecia, trawienie, takze uspokajajaco. Wiec rodzina sie nie podtrula 😉
    Pozdrawiam

  2. kolorki pisze:

    Ale fajne Ciotki!!

  3. Dorota pisze:

    Moje gardło też nagle coś ścisnęło. Moja Mama to rocznik 1940, teraz nagle taka malutka i drobna. Staruszka. Teraz moja kolej.
    Pozdrawiam serdecznie
    Dorota

  4. Winter pisze:

    🙂 rodzina to podstawa 🙂

Skomentuj Dorota Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

W związku z wprowadzeniem 25 maja 2018 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że zostawiając komentarz na stronie od-rana-do-wieczora.pl pozostawiasz na niej swój nick, widoczny dla innych czytelników oraz adres mailowy widoczny tylko dla administratorów strony. Swoje dane osobowe przekazujesz dobrowolnie i będą one przetwarzane wyłącznie w celu przesłania powiadomień o nowych wpisach na blogu, odpowiedzi na Twój komentarz lub w przypadku kontaktu przez formularz kontaktowy. Bez wyraźnej zgody dane osobowe nie będą udostępniane innym odbiorcom danych. Masz prawo dostępu do swoich danych oraz ich poprawiania poprzez kontakt: dorota.smolen@gmail.com. Administratorem Twoich danych osobowych jest autorka bloga od-rana-do-wieczora.pl Dorota Smoleń.
Publikując komentarz, wyrażam zgodę.

*