Trwa sezon pieszopielgrzymkowy. Tysiące ludzi wędrują do sanktuariów w upale, w deszczu, walcząc ze zniechęceniem i słabościami ciała, z bąblami i bólem nóg. Po co to wszystko? Nie lepiej w domu się pomodlić?
Odpoczynek na postoju. Stopy moje, na palcu bąbel i okład z babki, fot. Piotruś
Myślę, że pielgrzyma dobrze zrozumie biegacz. Uczestnik każdego biegu wie, ile kosztuje go dobrnięcie do mety, jak bolą mięśnie całego ciała, jak potwornym nieraz wysiłkiem jest okupione dobrnięcie do mety. I jaką dziką satysfakcję daje osiągnięcie celu. Często nawet nie jest to miejsce na podium, ale sam fakt ukończenia zawodów, udziału w nich.
Z pielgrzymowaniem jest podobnie. Masz przed sobą cel. Wiesz, że dotarcie tam nie będzie łatwe ani przyjemne, ale czujesz, że chcesz go osiągnąć. Kiedy już jesteś na miejscu, po przejściu wielu morderczych kilometrów, czujesz radość, moc, wdzięczność, dumę z siebie. Wszystko to, oczywiście, przysłonięte ciężką kotarą zmęczenia i dziką tęsknotą za prysznicem 🙂
18 czerwca byłam z Piotrusiem na pieszej pielgrzymce parafialnej w Czernej. Z grupą pięćdziesięciu osób z parafii świętego Rafała Kalinowskiego w Krakowie przeszliśmy prawie 40 km w ciągu 12 godzin.
Na pielgrzymowanie składa się kilka elementów. Jest INTENCJA, z którą ruszasz w drogę. Chcesz Panu Bogu za coś podziękować, chcesz o coś prosić. Ofiarowujesz swój trud i prosisz pokornie: Panie, przyjmij go i pobłogosław w tej sprawie, która tak leży mi na sercu. Niech się spełni, jeśli taka jest Twoja wola. Jest WSPÓLNOTA. Idziesz w grupie innych ludzi, wzajemnie możecie sobie pomagać, dzielić się kanapkami, wspierać, gdy ktoś traci siły. W charakterze zmotoryzowanej asysty pielgrzymki jechał mąż mojej koleżanki, który chętnie zabrał do samochodu nasze kurtki przeciwdeszczowe i butelki z zapasem wody. To była wielka pomoc. Jest OFIARA. Bolą nogi? To dobrze, muszą boleć, inaczej co to byłaby za ofiara 🙂 Jest MODLITWA. Wreszcie miałam pod dostatkiem czasu na modlitwę. Nic mnie od niej nie odciągało, niczym nie musiałam się zajmować, mogłam iść i rozmawiać z Bogiem, po swojemu, we własnym sercu. Bezcenne. Ale nie jest to pielgrzymka przemodlona na dziesiątą stronę, wspólnych modłów nie było wiele, nawet byłam zaskoczona, że tak niewiele. Jest ZACHWYT NAD ŚWIATEM. Cudne niebo nade mną, falujące na wietrze łąki, wiatr chłodzący rozgrzane plecy, piękne otoczenie. Wędrowaliśmy Doliną Mnikowską, wąska ścieżka przez las, wśród skał, wysoko na skale namalowana Matka Boża, a w dole górski potok, w którym można ochłodzić zmęczone stopy. A na końcu drogi – klasztor w Czernej, na wzniesieniu, którego pokonanie było ostatnim wysiłkiem i Msza święta w kaplicy św. Rafała, w której ołtarz jest umieszczony na trumnie świętego. Niesamowite wrażenie.
Miałam w sobie potrzebę odbycia pieszej pielgrzymki. Dwa razy byłam na piechotę w Częstochowie, pierwszy raz po ósmej klasie, drugi na studiach. Na tę parafialną wybierałam się od kilku lat, ale ciągle coś stawało mi na przeszkodzie. A to dzieci małe, a to wypadła jakaś impreza, a to wyjazd… Bardzo się cieszę, że wreszcie mi się udało. Poszłam z konkretną intencją i wygląda na to, że Pan Bóg przyjął moją ofiarę, bo tak mi się dzieje, jak chciałam. Święty Rafał to jest porządny orędownik 🙂
Gdyby ktoś z sąsiadów zastanawiał się, czy iść w przyszłym roku, to gorąco polecam. Garstka informacji praktycznych, ku pamięci (także dla mnie, bo wiadomo, skleroza postępuje, a może wybiorę się za rok):
- Jeśli ktoś uprawia nordic walking, warto wziąć ze sobą kijki.
- Nie trzeba brać dużego zapasu wody i prowiantu, w połowie drogi jest postój przy sklepie w Mnikowie.
- Warto dowiedzieć się, czy będzie jakaś zmotoryzowana asysta, wtedy można od razu poprosić o zabranie do samochodu cięższych rzeczy.
- Można liczyć na podwiezienie na jakimś odcinku trasy, jeśli kogoś siły opuszczą.
- Jeśli idziecie z dziećmi, warto wziąć im buty do wody, przydają się do chodzenia po kamieniach w strumyku.
- Dzień wcześniej można zostawić samochód na parkingu pod klasztorem w Czernej, wtedy po pielgrzymce ma się środek transportu na miejscu.
- Jeśli nie ma kto po Was przyjechać, to bez obaw, na pewno znajdzie się miejsce w samochodzie kogoś, kto przyjechał po pielgrzymów.
- Warto wziąć ze sobą świeżą koszulkę na przebranie po dotarciu na miejsce. Jakoś mi to umknęło 🙂
- W Krzeszowicach jest postój przy cukierni, gdzie serwują pyszne lody.
Trasa malownicza, towarzystwo doskonałe, można nawiązać i umocnić relacje sąsiedzkie. Najlepiej na pielgrzymce czują się dzieci, biegną z przodu, niosą znak, przez większość trasy mają niespożyte siły. Jeśli martwicie się, czy dojdą, martwcie się raczej o siebie 🙂
Szłam i doszłam kilka razy
Polecam
Warto 🙂
Chudzieńka, gratuluję. Jestem pod wrażeniem. Przeszłaś 40 kilosów w jeden dzień – musisz być ode mnie o jakieś sto lat młodsza!.. Mocno trzymam kciuki w sprawie intencji, żeby dalej tak Ci się działo, jak chcesz. Uściski. I czapka z głowy.
Dziękuję Kasiu 🙂
Ach jaka to musiałaby być intencja (u mnie), żebym 40 km przeszła???
Gratuluje i podziwiam odwagę świadczenia:) Fajnie, że piszesz o tym tak po prostu. Pozdrawiam serdecznie.
uściski Olu! 🙂
Pierwszy i jak jedyny raz na pielgrzymce byłam po maturze – szłam 11 dni z przyjaciółką z Jarosławia do Częstochowy. 40 km w jeden dzień – to jest wyczyn! Nie pamiętam ile km my przeszłyśmy, chyba coś ponad 300, w jeden dzień odcinek miał ponad 30 km i pamiętam, że płakałam z bólu po pokonaniu tego dnia w kościele;)
A że Piotruś dał radę i było dzieciakom lekko, to podziwiam!:)
Ciekawa jestem Twojej intencji, mam nadzieję, że niedługo się z nami ją podzielisz.
Raczej się nie podzielę, była bardzo osobista 🙂
Nie szkoda Ci czasu na takie pierdoły?
Nie szkoda Ci czasu na czytanie i komentowanie czegoś, co sama uważasz za pierdoły? A tak z ciekawości – co nie jest dla Ciebie pierdołą?