Skąd się biorą modne ciuchy?

Ta książka nie wprawi cię w dobre samopoczucie, nie zrelaksuje, nie pozwoli przeżyć katharsis. Wprost przeciwnie. Spowoduje, że metki twoich ubrań zaczną cię gryźć i palić.

zycie-na-miare-odziezowe-niewolnictwo-b-iext30635918

Już biorąc ją do ręki pomyślałam, że po lekturze nie pozostanie mi nic innego, jak wyjechać na wieś, zasiać len, zająć się nim według wskazówek z książki „Jak to ze lnem było”, utkać z niego materiał i uszyć własnoręcznie zgrzebne szaty dla całej rodziny. Powinnam także zrobić sama krosno do tkania oraz igły z kości kurczaka, bo i te przyrządy zapewnie są wytwarzane w równie nieludzkich warunkach, jak markowe ubrania po kilkaset złotych.

I tak właśnie mam ochotę zrobić, odkąd skończyłam czytać.

Czuję się wstrząśnięta, zmieszana i sfrustrowana tą lekturą. Nie jest tak, że dopiero książka Marka Rabija otworzyła mi oczy na to, ile ludzkiej krzywdy i niesprawiedliwości kryje się za atrakcyjnie ometkowanymi dobrami tego świata, strzępki tych wszystkich historii krążą od czasu do czasu po internecie, towarzyszy im nawoływanie do bojkotu tej czy tamtej marki, jest trochę krzyku, oburzenia i wsparcia dla nieszczęśników wyrażanego lajkami, po czym burza cichnie, bo pojawia się coś innego – inna krzywda, inne zamieszanie, inna sensacja. Pierwszą taką historię, jaka do mnie dotarła kilka lat temu, była opowieść o straszliwych warunkach, w jakich pracownicy (często przymusowi) kongijskich kopalni wydobywają koltan, stosowany w produkcji telefonów komórkowych. Jakbym czytała „Germinal” Zoli. Poczułam wtedy gniew i bezsilność. Co mogę zrobić, żeby pomóc tym ludziom? Nie używać komórki i komputera? I to przyniesie im ulgę? Naprawdę poprawi ich los?

Identyczne pytania zadawałam sobie po lekturze „Życia na miarę”. Była późna noc, leżałam w łóżku, zastanawiając się, gdzie została uszyta piżama, którą mam na sobie. Powinnam ją teraz manifestacyjnie zdjąć? Powinnam wyrzucić z szafy wszystkie ciuchy uszyte w Bangladeszu? I co to da? Czy to w jakikolwiek sposób pomoże dziewczynie, pracującej po kilkanaście godzin dziennie za równowartość jednego posiłku? Czy sprawi, że będzie mogła jak człowiek odejść od maszyny i pójść do toalety? Czy to ocali zdrowie młodego chłopaka, który dziś piaskuje dżinsy z mokrą chustką na twarzy zamiast porządnej maski, a za kilka lat będzie ciężko chory na płuca? Czy to zmniejszy ryzyko pożarowe w fabrykach i fabryczkach?

Tu jest więcej pytań, niż odpowiedzi, bo ta książka opisuje fakty i stawia pytania, ale nie podaje rozwiązań.

Rabij pozbawia nas wszystkich złudzeń po kolei. Nie zlikwidujemy problemu zatrudniania dzieci, bo tylko dzięki przyszywaniu metek do naszych ubrań nie głodują. Nie pomożemy przeciętnej szwaczce bojkotując tę czy inną markę, bo odzieżowi giganci szyją w tych samych fabrykach. Ciuchy z różnymi metkami często wychodzą spod palców tej samej krawcowej i w zależności od tego, co jest napisane na metce, kosztują 10 albo 50 euro. Osoba, która je uszyła, zarabia tyle samo. Biznes odzieżowy został już rozkręcony do tego stopnia, że nie da się go zatrzymać. Żaden pożar, żadna katastrofa budowlana nie może opóźnić pojawienia się nowej kolekcji w sklepach. Bo, jak konstatuje autor z goryczą, tak naprawdę nikogo nie obchodzi, skąd się biorą ciuchy. Tak naprawdę każdy z nas marzy, żeby dorwać się do nich w jak najlepszej cenie. Ale nie przechytrzymy marki kupując na wyprzedaży, bo kolejne obniżki wliczone są w cenę, która przekracza koszty produkty 1000-2000 procent (nie, nie pomyliłam zer: tysiąc do dwóch tysięcy).

Autor przedstawia kulisy tego gigantycznego biznesu, opisuje sieć osób zaangażowanych w handel, cały łańcuszek wielkich fabryk odzieżowych i drobnych podwykonawców, co rozmywa odpowiedzialność za sytuację konkretnych osób, zatrudnionych w konkretnych fabrykach, procedury mamienia zagranicznych dziennikarzy, że wszystko jest cacy i w naszej fabryce troszczymy się o swoich pracowników jak nikt inny, historie tzw. podróbek, pełnowartościowych ciuchów z nieprawego łoża. Opisuje losy kilkunastu konkretnych osób, które pracują lub pracowały w fabrykach odzieżowych. Przemysł odzieżowy to lwia część gospodarki Bangladeszu, więc prawie każdy jest z nim związany, choć jednocześnie każdy modli się, by jego dzieci poszły inną drogą. Praca w fabrykach odbiera zdrowie a często i życie, ale jest powszechnie dostępna. Tylko nieliczni decydują się inaczej zarabiać na chleb powszedni.

Czyta się o tym wszystkim z fascynacją podszytą zgrozą, jak thriller, od którego nie sposób się oderwać. Marek Rabij pisze świetnie, analogie do „Ziemi obiecanej” Reymonta wywołują u mnie ciarki na plecach. To nie jedyne nawiązania do Polski: Rabij jasno podkreśla, że los bangladeskich szwaczek wcale nie różni się szczególnie od losu ich polskich koleżanek po fachu. To jedno z przekleństw globalizacji.

Metki gryzą mnie i drapią, ale co mam zrobić? Dopóki nie wyhoduję lnu, nie będę przecież chodzić nago.

Marek Rabij, Życie na miarę. Odzieżowe niewolnictwo, Wydawnictwo W.A.B. 2016

Napisano w Czytam dzieciom (i sobie też)

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

W związku z wprowadzeniem 25 maja 2018 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że zostawiając komentarz na stronie od-rana-do-wieczora.pl pozostawiasz na niej swój nick, widoczny dla innych czytelników oraz adres mailowy widoczny tylko dla administratorów strony. Swoje dane osobowe przekazujesz dobrowolnie i będą one przetwarzane wyłącznie w celu przesłania powiadomień o nowych wpisach na blogu, odpowiedzi na Twój komentarz lub w przypadku kontaktu przez formularz kontaktowy. Bez wyraźnej zgody dane osobowe nie będą udostępniane innym odbiorcom danych. Masz prawo dostępu do swoich danych oraz ich poprawiania poprzez kontakt: dorota.smolen@gmail.com. Administratorem Twoich danych osobowych jest autorka bloga od-rana-do-wieczora.pl Dorota Smoleń.
Publikując komentarz, wyrażam zgodę.

*