Są książki, które przechodzą bez szumu medialnego i bez nagród, cicho, skromnie, a niesłusznie. Należy do nich „Rauska” Teresy Oleś-Owczarkowej, niezwykła opowieść o wojnie widzianej oczyma kilkuletniego dziecka.
Sześcioosobowa rodzina Przyczyńskich wyjechała na roboty do Niemiec w 1940 roku. Niespełna dziesięcioletnia Alusia, która była dzieckiem ciekawym świata, rezolutnym i jednocześnie nieświadomym, co się dzieje, nie podzielała rozpaczy bliskich. Dla niej wszystko było nowe i ekscytujące, sama podróż dostarczała niebywałych wrażeń i dziewczynka dywagowała nawet, czy ten Hitler, który kazał rozstrzelać pod lasem w jej rodzinnym miasteczku „kwiat polskiej inteligencji” to aby na pewno ten sam, który zafundował jej pierwszą w życiu podróż pociągiem.
Przyczyńscy trafili do majątku Rauska w Sudetach. Mieli dużo szczęścia, bo bauer Langer był przyzwoitym człowiekiem, który nie dość, że wziął do siebie całą rodzinę z małymi dziećmi, to jeszcze traktował swoich robotników po ludzku. Kiedy został zmobilizowany, majątkiem zarządzała jego żona Hanna. Alusia trafiła pod jej bezpośrednią kuratelę, pracując w domu Langerów jako służąca.
Dziewczynka nie miała uprzedzeń, które żywili jej rodzice. Chłonęła nowy świat, uczyła się mówić po niemiecku, a swoim zapałem do pracy, uczciwością i pracowitością zaskarbiła sobie sympatię chlebodawczyni. Dojrzewała w rozdarciu między coraz bardziej krytyczną miłością do matki, a bezgranicznym uwielbieniem dla Szefowej, która okazywała jej dużo serca i zainteresowania. Coraz bardziej wrastała w świat Rauski i kiedy rodacy upajali się wizją powrotu do Polski, Alusia drżała przed tym.
Opisywana przez narratorkę codzienność na robotach to czas wypełniony morderczą pracą, tęsknotą, ale też niezwykłymi znajomościami i przyjaźniami. Matka Alusi, która nawet słyszeć nie chciała o nauce niemieckiego, świetnie porozumiewała się z Niemkami pracującymi u Langerów i nawet gotowała potrawy według przepisów, które jej podawały podczas wspólnego okopywania warzyw. Razem śpiewały kolędy i razem opłakiwały śmierć zabitego na wojnie syna pani Amftowej. Rauska była spokojną niemiecką wsią, gdzie nikt nie chciał wojny, a na Hitlera głosowała tylko jedna osoba: okrutna Marta Gross.
Postać narratorki została skonstruowana z wielką dbałością o szczegóły. Dostajemy wiarygodny w każdym calu portret dziecka, które bacznie obserwuje świat, analizuje i ocenia relacje międzyludzkie i jest w tym dziecięco naiwne, bo wielu rzeczy nie rozumie. Wychowane „po Bożemu”, w tradycyjnej polskiej rodzinie, gdzie matka najlepiej zna się na gotowaniu i modlitwie, dzieci nie chwali, bo pochwały mogą zepsuć, w domu rządzi ojciec, a wszelkie próby buntu są surowo karane, nagle dostrzega, że jednak można żyć inaczej, zaczyna myśleć po swojemu. W Rausce Alusia musiała żyć i pracować jak dorosła, a jednocześnie wciąż była dzieckiem. Dziecięcy język, sposób obrazowania, pieczołowicie odtworzona mentalność dziewczynki wychowanej w strachu przed grzechem uwiarygodnia każde zdanie tej powieści, opartej wszak na losach matki autorki.
„Rauska” zrobiła na mnie bardzo mocne wrażenie. Bohaterowie tej książki są tak pełnokrwistymi ludźmi, że nie mogłam przestać myśleć o ich dalszych losach: czy Alusi udało się jej wprowadzić w życie choć część niemieckich porządków, co butnie zapowiadała bliskim? A czy Hanna Langer i jej córki ocalały z sowieckiej inwazji wyzwolicielskiej?
Wojenna rzeczywistość ukazana w zderzeniu z niewinnością dziecka była tematem m.in. „Chłopca w pasiastej piżamie”. „Rauska” zasługuje na podobne zainteresowanie.
Teresa Oleś-Owczarkowa, Rauska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009
Gosiu, na szczęście autorka pisze kontynuację.
Podzielam; książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Ale brakowało mi właśnie zakończenia- losów rodziny po powrocie do Polski…